120
jestem jego alter ego, Żulczyk powiedziałby za mnie Lubię go, Jezus Maria, potwornie go lubię; ale to nie mogło się udać
samotność jest ok. rozwijam się w niesamowitym tępie, w przyśpieszonym rozkładam płatki i listki, a nawet gdy jestem w lekkim stanie nietrzeźwości i okropnego smutku nie popełniam głupich błędów.
ostatnio trochę nie za bardzo mam wpływ na własne życie, jestem we Wszechświecie
30 marca 2016
29 marca 2016
27 marca 2016
115
zeszły rok był okropny. aktualnie ten też nie jest zbyt dobry. mam trochę pecha, karma mnie nie obowiązuje, chyba, że w kolejnym wcieleniu. w poprzednim poznałam jedną z najcudowniejszych osób w moim życiu, o którą jako jedyna się martwię i która uważa mnie za Sherolcka.
mam tylko niesamowite szczęście do osób, które mnie otaczają. żywe dowody na to, że prawdziwe przyjaźnie istnieją. diamentowe. poza tym co chwilę jestem w dupie, stałym bywalcem. rzadko wychodzę, częściej jestem stamtąd wyciągana. na robienie tarty, żeby nieść w doniczce świeże oregano, po uśmiechy, po te piękne wartościowe rozmowy, po to, że ktoś do mnie dzwoni pięć razy z rzędu, bo napisałam "potrzebuję rozmowy", bo ja strasznie dużo jestem w stanie zauważyć i odczytać, jak Sherlock.
jestem królem kosmosu, pandowym. cały Wszechświat mi mówi i daje znaki, że matura w tym roku to zły pomysł, albo przynajmniej, że zbyt fajnie nie będzie. jeśli tak się stanie, to ten rok do końca będzie cudowny. będę miała czas na czytanie książek, zobaczę i poczuję Barcelonę, będę gotowała, nauczę się gry na pianinie, ale najpierw wcisnę go do mojego pokoju, albo drugiego domu, potem skoczę sobie na studia, gdy nabiorę pewności do tego czego chcę od siebie i od życia.
pogubiłam się już jakiś rok temu, ponad rok temu. fatalne uczucie, bezustannie gryzie, nie daje spać i sprawia, że jestem w stanie, w którym chyba nigdy nie byłam. w stanie w którym już sama sobie ze sobą nie radzę. już nie wiem czy to ze zmęczenia, psychicznego wykończenia. dlatego, że nie umiem odpoczywać, dlatego, że za dużo się martwię, dlatego, że w siebie nie wierzę.
zeszły rok był okropny. aktualnie ten też nie jest zbyt dobry. mam trochę pecha, karma mnie nie obowiązuje, chyba, że w kolejnym wcieleniu. w poprzednim poznałam jedną z najcudowniejszych osób w moim życiu, o którą jako jedyna się martwię i która uważa mnie za Sherolcka.
mam tylko niesamowite szczęście do osób, które mnie otaczają. żywe dowody na to, że prawdziwe przyjaźnie istnieją. diamentowe. poza tym co chwilę jestem w dupie, stałym bywalcem. rzadko wychodzę, częściej jestem stamtąd wyciągana. na robienie tarty, żeby nieść w doniczce świeże oregano, po uśmiechy, po te piękne wartościowe rozmowy, po to, że ktoś do mnie dzwoni pięć razy z rzędu, bo napisałam "potrzebuję rozmowy", bo ja strasznie dużo jestem w stanie zauważyć i odczytać, jak Sherlock.
jestem królem kosmosu, pandowym. cały Wszechświat mi mówi i daje znaki, że matura w tym roku to zły pomysł, albo przynajmniej, że zbyt fajnie nie będzie. jeśli tak się stanie, to ten rok do końca będzie cudowny. będę miała czas na czytanie książek, zobaczę i poczuję Barcelonę, będę gotowała, nauczę się gry na pianinie, ale najpierw wcisnę go do mojego pokoju, albo drugiego domu, potem skoczę sobie na studia, gdy nabiorę pewności do tego czego chcę od siebie i od życia.
pogubiłam się już jakiś rok temu, ponad rok temu. fatalne uczucie, bezustannie gryzie, nie daje spać i sprawia, że jestem w stanie, w którym chyba nigdy nie byłam. w stanie w którym już sama sobie ze sobą nie radzę. już nie wiem czy to ze zmęczenia, psychicznego wykończenia. dlatego, że nie umiem odpoczywać, dlatego, że za dużo się martwię, dlatego, że w siebie nie wierzę.
25 marca 2016
112
tarta czekoladowa i latte są zawsze ratunkiem, a mój wygląd skutkiem pory nocnej, szotów oreo, dostawania różowych róży na poprawę nastroju, nauki krojenia, ugniatania ciasta, kanapek w Subway'u o pierwszej w nocy i bycia czekoladowym Indianinem
mam przy sobie najcudowniejszych ludzi, tata powiedział, że muszę znaleźć tak fajnego mężczyznę jak on
jest odrobinkę lepiej, nie najlepiej, bo nadal się boję
23 marca 2016
109
bawię się świetnie.
trzeba będzie zacząć wszystko od nowa, ale najpierw muszę się jakoś podnieść. jeszcze nie wiem jak i nie zrozumie tego nikt komu nie napluto w twarz tyle razy, komu nikt nie robił w kółko pod górkę.
jestem po prostu zmęczona próbowaniem, uczuciem bezradności, chęcią nieżycia. nie wiem co się ze mną dzieje, ale to skutki depresji.
jeśli przez resztę życia mam mieć takiego pecha, to ja zamieszkam w Indiach, u mnichów buddyjskich.
bawię się świetnie.
trzeba będzie zacząć wszystko od nowa, ale najpierw muszę się jakoś podnieść. jeszcze nie wiem jak i nie zrozumie tego nikt komu nie napluto w twarz tyle razy, komu nikt nie robił w kółko pod górkę.
jestem po prostu zmęczona próbowaniem, uczuciem bezradności, chęcią nieżycia. nie wiem co się ze mną dzieje, ale to skutki depresji.
jeśli przez resztę życia mam mieć takiego pecha, to ja zamieszkam w Indiach, u mnichów buddyjskich.
21 marca 2016
104
już próbowałam wszystkiego. dlaczego akurat mi się to przytrafia?
bezradność i bezsilność, to najbardziej skurwiałe uczucia na świecie.
nie chcę tej szkoły, matury. chcę spokoju, albo umrzeć. to są żarty. to są tak kiepskie żarty.
najlepsze i tak jest to, że ja nic złego nie zrobiłam, a dostaję po twarzy. conajmniej dwa razy tygodniowo.
ciągle w kółko na nowo próbuję. za to ciągłe próbowanie obrywa się podwójnie, bo już dawno powinnam się poddać i leżeć.
nie mam już naprawdę sił, gratulacje dla tego kto to wymyślił.
mam nadzieję, że wszyscy którzy mi to robią będą z siebie dumni.
już próbowałam wszystkiego. dlaczego akurat mi się to przytrafia?
bezradność i bezsilność, to najbardziej skurwiałe uczucia na świecie.
nie chcę tej szkoły, matury. chcę spokoju, albo umrzeć. to są żarty. to są tak kiepskie żarty.
najlepsze i tak jest to, że ja nic złego nie zrobiłam, a dostaję po twarzy. conajmniej dwa razy tygodniowo.
ciągle w kółko na nowo próbuję. za to ciągłe próbowanie obrywa się podwójnie, bo już dawno powinnam się poddać i leżeć.
nie mam już naprawdę sił, gratulacje dla tego kto to wymyślił.
mam nadzieję, że wszyscy którzy mi to robią będą z siebie dumni.
103
ostatnio ktoś mi powiedział, że umiem się dopasować do człowieka, czuć to co on i mu pomóc
tylko, że do mnie nie dopasował się jeszcze nikt, poza jedną osobą, której nie ma.
która była zbudowana z tych samych atomów, co ja. która w miesiąc wywróciła mi cały świat.
według Świetlickiego: kobieta i mężczyzna przedzieleni światłem. światem. światłem.
potem pozostał ból wewnętrzny. rozbicie duszy na malutkie kawałeczki, chęci poskładania, ale jak tu składać, gdy brakuje jednego najmniejszego elementu, który jest tak znaczący by dopełnić całość.
są ludzie, którzy robią na Tobie tak ogromne wrażenie, którzy myślą i patrzą na świat do tego stopnia podobnie do Ciebie samego, że to staje się przerażające. potem znikają.
pozostaje rozgoryczenie i uczucie, że czegoś Ci brakuje.
poniedziałek. od początku. cały Wszechświat przeciwko mnie.
ostatnio ktoś mi powiedział, że umiem się dopasować do człowieka, czuć to co on i mu pomóc
tylko, że do mnie nie dopasował się jeszcze nikt, poza jedną osobą, której nie ma.
która była zbudowana z tych samych atomów, co ja. która w miesiąc wywróciła mi cały świat.
według Świetlickiego: kobieta i mężczyzna przedzieleni światłem. światem. światłem.
potem pozostał ból wewnętrzny. rozbicie duszy na malutkie kawałeczki, chęci poskładania, ale jak tu składać, gdy brakuje jednego najmniejszego elementu, który jest tak znaczący by dopełnić całość.
są ludzie, którzy robią na Tobie tak ogromne wrażenie, którzy myślą i patrzą na świat do tego stopnia podobnie do Ciebie samego, że to staje się przerażające. potem znikają.
pozostaje rozgoryczenie i uczucie, że czegoś Ci brakuje.
poniedziałek. od początku. cały Wszechświat przeciwko mnie.
20 marca 2016
101
czasem się w kimś gubię i nie wiem co mam robić, bo chciałabym zniknąć. przespać z dwa dni, nie myśleć, nie musieć. jutro wiosna. zbyt dużo widzę, oczyma duszy, przez co te moje w oczodołach się męczą. zbyt dużo analizuję. jestem wrażliwa. zbyt wiele zauważam i rozumiem. umiem przyznać się do winy i doświadczać. ciągle się rozwijam, z każdą jedną myślą przelatującą przez mą głowę, w jednej minucie jest ich tysiąc. nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nic co można podziwiać. to przykre.
to jest tylko przyjaźń i doskonałe zrozumienie. chęci opowiedzenia swoich myśli i definiowanie wspólnych pojęć. poza tym jestem ostrożna, bo nie mogę narażać się na żaden ból. już wystarczająco dużo było go w zeszłym roku.
chłopak Marysi stwierdził, że dlatego ja nikogo nie mam, bo gram w fife i nawijam o mustangach.
bo wszystko biorę na logikę, bo problem u mnie zaczyna się wtedy, gdy już po 20 próbach nic nie mogę zrobić, bo rozwiązuję to, co inni by przecieli. bo Sarze, to tylko czasem chce się płakać, ale choćby skopało się ją po wątrobie, to ona to wypłacze i dwa dni później z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, zaczyna od nowa.
pracuję nad tym, żeby już w ogóle nie upadać.
to co skończyło się tej zimy, spłynęło po mnie lodowatym strumieniem. o złych rzeczach zapomniałam, o dobrych pamiętam kiedy zechcę. czuję, że się już z tym wszystkim pożegnałam.
jestem jak kwitnący polny kwiatek. jestem sobie sama Słońcem, a w moich promieniach niejedni się ogrzewają, ja o tym wiem, mówią mi o tym.
czas spać, bo już z tej gorączki majaczę
czasem się w kimś gubię i nie wiem co mam robić, bo chciałabym zniknąć. przespać z dwa dni, nie myśleć, nie musieć. jutro wiosna. zbyt dużo widzę, oczyma duszy, przez co te moje w oczodołach się męczą. zbyt dużo analizuję. jestem wrażliwa. zbyt wiele zauważam i rozumiem. umiem przyznać się do winy i doświadczać. ciągle się rozwijam, z każdą jedną myślą przelatującą przez mą głowę, w jednej minucie jest ich tysiąc. nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nic co można podziwiać. to przykre.
to jest tylko przyjaźń i doskonałe zrozumienie. chęci opowiedzenia swoich myśli i definiowanie wspólnych pojęć. poza tym jestem ostrożna, bo nie mogę narażać się na żaden ból. już wystarczająco dużo było go w zeszłym roku.
chłopak Marysi stwierdził, że dlatego ja nikogo nie mam, bo gram w fife i nawijam o mustangach.
bo wszystko biorę na logikę, bo problem u mnie zaczyna się wtedy, gdy już po 20 próbach nic nie mogę zrobić, bo rozwiązuję to, co inni by przecieli. bo Sarze, to tylko czasem chce się płakać, ale choćby skopało się ją po wątrobie, to ona to wypłacze i dwa dni później z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, zaczyna od nowa.
pracuję nad tym, żeby już w ogóle nie upadać.
to co skończyło się tej zimy, spłynęło po mnie lodowatym strumieniem. o złych rzeczach zapomniałam, o dobrych pamiętam kiedy zechcę. czuję, że się już z tym wszystkim pożegnałam.
jestem jak kwitnący polny kwiatek. jestem sobie sama Słońcem, a w moich promieniach niejedni się ogrzewają, ja o tym wiem, mówią mi o tym.
czas spać, bo już z tej gorączki majaczę
Subskrybuj:
Posty (Atom)