19 lipca 2017

283

już nie mam gdzie pisać i gdzie żyć. jestem żałosna i beznadziejna. być może niektórych to cieszy. do czasu, bo się pozbieram. kiedyś, tymczasem będę leżeć. fajnie, nie?

18 lipca 2017

282


słucham jazzu i czytam o drodze do dyktatury. wszystko się stabilizuje, w moim życiu. jestem spokojna. szczęśliwa. i niech tak zostanie, bo muszę odpocząć.

16 lipca 2017


281


15.07

chciałabym coś napisać, tylko nie wiem co. lepiej się czuję. o 9.30 przychodzą Niemcy nie potrafiący mówić po angielsku ani polsku, a ja po niemiecku i zażywają ze mną tabakę. Edith Piaf mi śpiewa nous pourrons si bien nous aimer, tu verras la vie sera belle. wczoraj wieczorem powiedziałam co dokładnie czuję i dlaczego akurat tak. Robert cieszy się, że mnie ma. przynajmniej ma to w oczach. i tak się zachowuje.




16.07

nie wracam do tego. choć pisząc te słowa, wracam. Kafkę wczoraj przeczytałam: I'm tired, can't think  of anything ant want only to lay my face in your lap, feel your hand on my head and remain like that throught all eternity. nie wiem czy w każdym związku jest tak, że tylko osoba którą kochasz może Cię tak bardzo uszczęśliwiać i jednocześnie tak okropnie ranić. gdy widzę przychodzące do mnie starsze małżeństwa, które świetnie się rozumieją i widać po nich, że są ze sobą szczęśliwi, to ja im zazdroszczę. chciałabym stabilizacji emocjonalnej i może jestem niepoważna, ale to jedyna rzecz, której chcę i potrzebuję. pewnie jeszcze wiele rzeczy zrani mnie w tym związku, a ja tego nie chcę i przeraźliwie się tego boję. ja też potrafię ranić i potrafię być okropną osobą. pewnie w ogóle nie powinnam siedzieć i o tym myśleć, tylko żyć i brać to co jest. tylko że chcę więcej. chcę lepiej, jak najlepiej. chciałabym też zostawić wszystko i pojechać w góry. do Naszej cudownej Pani. spać nago przy ogromnych oknach, wstawać o 12.00, jeść obiad i pić kawę przez 3h z widokiem na góry. znów wchodzić na Morskie Oko. widzieć te wszystkie góry, czuć ten zapach. czuć Twoją rękę na moim karku i tą iskierkę w Twoich oczach, że tylko mnie widzisz. co z tego, że jesteśmy w przepięknym miejscu, gdy Ty widzisz tylko mnie. za tym tęsknię. może jestem głupia, że tak kogoś kocham. może za dużo wymagam. może dorastam. niedługo mam urodziny. nie chciałabym ani dwudziestu różowych róż, ani biżuterii, tylko stabilizacji. poczucia, że jestem świetną osobą. gdzieś po drodze to zgubiliśmy. i jeszcze chciałabym pospać do 10.00 i nic przez cały dzień nie musieć. 

14 lipca 2017

280

zakłamanych kurew nienawidzę najbardziej ze wszystkiego co chodzi po tym świecie. szczególnie tych wpieprzających się w związki. na początku była okropna złość, teraz siedzę w pracy i płaczę. wiecie, jak zawsze tu pisałam, że tak okropnie cierpię, że coś mnie bardzo dotknęło, to nigdy nie było  to co czuję teraz. wczoraj siedząc całkowicie spokojna, bez łez w oczach, mówię, że cierpię. że naprawdę nic w życiu mnie tak nie dotknęło i nie zrobiło we mnie takiej dziury. czuję ciężar ściągający mnie w dół. czuję to bez przerwy. doprawia to uczucie albo napad złości, albo napad płaczu. siedzę w środku Sulęczyna i płaczę. i nie mogę tego powstrzymać. nie dociera to do mnie. i wiecie, tak naprawdę nie stało się nic strasznego. żaden koniec świata. głupi błąd, który dotknął mnie w całości. będę się zbierać, bo co. nie jestem pizdą, tylko jedi. nieszczęśliwym jedi.


trzy dni temu pisałam, że jestem szczęśliwa, bo byłam. tak prawdziwie szczęśliwa. śmieszne to życie. teraz jestem prawdziwie nieszczęśliwa. nie mogę patrzeć na moją zmęczoną twarz. i to wszystko w jeden dzień. jednak motylek zatrzepotał skrzydełkami gdzie indziej, co u Nas wywołało burzę. może nie u Nas, a we mnie. 



Zapaliłem papierosa, choć wcale nie chciało mi się palić. Ale musiałem coś robić. Nieustannie. Żeby nie myśleć. Żeby ani przez chwilę nie spojrzeć prawdzie w twarz. A raczej w twarze, bo prawda, którą chciałem poznać, miała ogrom twarzy. Dziesiątki, setki twarzy. Miała też jedną i przeogromną twarz; była nią bezsilność. Porażająca. Wiedziałam, czułem, że źle się dzieje, i nie potrafiłem niczego zrobić. Nie miałem wyjścia. Ot, po prostu nie miałem wyjścia. Być może wszystko to było złudzeniem, być może istniało jakieś rozwiązanie, ale nie potrafiłem go znaleźć.
— Jarosław Borszewicz "Mroki"






znowu, ja ja ja to Borszewicz

11 lipca 2017

279

oglądam Lektora, znowu. tym razem śpi obok mnie osoba, którą kocham. tak jak Michael Hannę. jestem szczęśliwa. nareszcie podjęłam decyzję. najlepszą dla mnie. dla Nas. czuje się bezpiecznie. czuję wsparcie, we wszystkim co robię. mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.




najcudowniejszym co może być, to mężczyzna przebudzający się w nocy z powodu koszmaru i przytulający się do swojej kobiety

05 lipca 2017

279


jesteśmy ze sobą ponad rok, bardzo burzliwy rok. nie umiemy bez siebie, nie umiemy sobie siebie odpuścić, choćby nie wiem co się stało. i nadal mamy takie wieczory, jak wczorajszy.