27 marca 2016

115

zeszły rok był okropny. aktualnie ten też nie jest zbyt dobry. mam trochę pecha, karma mnie nie obowiązuje, chyba, że w kolejnym wcieleniu. w poprzednim poznałam jedną z najcudowniejszych osób w moim życiu, o którą jako jedyna się martwię i która uważa mnie za Sherolcka.
mam tylko niesamowite szczęście do osób, które mnie otaczają. żywe dowody na to, że prawdziwe przyjaźnie istnieją. diamentowe. poza tym co chwilę jestem w dupie, stałym bywalcem. rzadko wychodzę, częściej jestem stamtąd wyciągana. na robienie tarty, żeby nieść w doniczce świeże oregano, po uśmiechy, po te piękne wartościowe rozmowy, po to, że ktoś do mnie dzwoni pięć razy z rzędu, bo napisałam "potrzebuję rozmowy", bo ja strasznie dużo jestem w stanie zauważyć i odczytać, jak Sherlock.

jestem królem kosmosu, pandowym. cały Wszechświat mi mówi i daje znaki, że matura w tym roku to zły pomysł, albo przynajmniej, że zbyt fajnie nie będzie. jeśli tak się stanie, to ten rok do końca będzie cudowny. będę miała czas na czytanie książek, zobaczę i poczuję Barcelonę, będę gotowała, nauczę się gry na pianinie, ale najpierw wcisnę go do mojego pokoju, albo drugiego domu, potem skoczę sobie na studia, gdy nabiorę pewności do tego czego chcę od siebie i od życia.
pogubiłam się już jakiś rok temu, ponad rok temu. fatalne uczucie, bezustannie gryzie, nie daje spać i sprawia, że jestem w stanie, w którym chyba nigdy nie byłam. w stanie w którym już sama sobie ze sobą nie radzę. już nie wiem czy to ze zmęczenia, psychicznego wykończenia. dlatego, że nie umiem odpoczywać, dlatego, że za dużo się martwię, dlatego, że w siebie nie wierzę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz