28 czerwca 2017

277


rok temu spędzałam pierwsze dni w Olsztynie, potem w Szczepankowie. byłam szczęśliwa, bardzo. 22 czerwca minął Nam rok związku. 9 miesięcy wspólnego mieszkania. burzliwy rok, tracenia siebie samego, siebie wzajemnie, popełniania kurewskich błędów, zapominania, wybaczania, uczenia się siebie samych i wzajemnie, zbierania doświadczeń, mnóstwa wspólnego uśmiechu i wspólnego płaczu. nauczenie się tego, że umiemy żyć bez siebie, ale wybieramy życie ze sobą. 
przez pewien moment byliśmy pewni, że do siebie nie pasujemy, że z tego to nic nie będzie.
ja oczywiście, bo nie mogło być inaczej, zgubiłam siebie. nie wiedziałam kim jestem i czego chcę. nie lubiłam siebie. wegetowałam, a nie żyłam. nie codziennie, co jakiś czas. wszystko Nam się stopniowo waliło. nie wiem czy wiecie jakie to okropne uczucie. czuć, że kogoś kochasz nad życie i chcesz być przy nim, ale najzwyczajniej nie masz siły. i jedyne co potrafisz, to siedzieć i próbować się nie rozlecieć. gdy siedzę i o tym piszę, czuję jak jeszcze mnie to kłuje. czuję, jak źle wtedy było. od jakiegoś czasu, wiele rzeczy się zmieniło. nagle. czuję się ze sobą cudownie. ćwiczę. czytam, oglądam, słucham. tryskam energią, pozytywną. nie narzekam (przynajmniej się staram!). jestem sobą. poznaję mnóstwo nowych rzeczy, planuję Nam wakacje. spędzimy Razem kolejne 3 miesiące. wakacji. chcę zrobić nareszcie tatuaż. odkryłam co chcę w życiu tak naprawdę robić i choćby nie wiem co, osiągnę to. czuję powołanie. śmiesznie to brzmi, ale tak jest. czuję się świetnie. jakbym na nowo się zakochiwała. jakbym latała. wiem, że Ty też to czujesz. jesteś najcudowniejszym wsparciem, najsilniejszym i najmądrzejszym człowiekiem jakiego znam. osobą, którą pierwszy raz w życiu naprawdę kocham. tak po sam czubek głowy. ten rok związku był największym doświadczeniem w moim życiu, dotychczasowym. jestem bardzo szczęśliwa mając Cię obok.

25 czerwca 2017

275

piszę tu tylko dla siebie. to jedna z wielu rzeczy, które robię dla siebie. ostatnio siebie straciłam, ale już jestem. albo dopiero. i czuję, że mogę wszystko. czuję, gdy o piątej nad ranem nie mogę spać, a On przez sen się do mnie przytula, że jestem szczęśliwa. jestem tam gdzie być chciałam. przede wszystkim czuję przy Nim, że nie muszę studiować medycyny,  prawa czy skandynawistyki, że nie potrzeba mi tytułu doktora, a nawet licencjat mi niepotrzebny. mogłabym też nie mieć matury. On będzie uważał mnie za najmądrzejszą kobietę i za tą, która będzie jako pierwsza sprawdzała i poprawiała Mu jakąkolwiek pracę pisaną na studia, potem magisterkę i w końcu doktorat. z którą chciałby pisać teksty. której zdanie i wsparcie ma ogromne znaczenie. zawsze powie mi, że mam zrobić to, co uważam za stosowne. i jak mówię Mu, że tak naprawdę w głębi serca, to chciałabym zajmować się domem i wychowywać dzieci, to On też z całego serca tego pragnie. pragnie, żebym była szczęśliwa. nie muszę udowadniać, że jestem mądra. czuję się taka. kochając siebie samą, sprawiam, że On kocha mnie jeszcze bardziej.