02 sierpnia 2016

209


zero

otwieram prawe oko, Słońce razi. znowu będzie ciepło na zewnątrz, gdy wewnątrz grad ze śniegiem, wnętrzności zamarzają. dlaczego ja tu jeszcze jestem? gdy już dawno jestem martwa, jak moje autorytety. nawet się nie spodziewamy ilu ludzi chodzi martwych od duszy strony, ponieważ ktoś im tę duszę zabrał, dlatego że kochając kogoś wkładamy w tę osobę całego siebie, bez końca, do ostatniego węzła na sercu, uschniętego słowa i wymazanego obrazu na duszy, pamięci rozumu. ludzie ci włóczą się po tym świecie, czekając do siedemdziesiątki na pochówek, z dziurą na wylot tam, gdzie powinno być serce. też czekam, każdego dnia, szczególnie tego słonecznego. wstaje. dotykam stopą nagrzanej podłogi, czuję promienie Słońca na twarzy, wpadające przez ogromne okno. słyszę, że ktoś jest w kuchni, zaczyna mi działać wyobraźnia. ktoś parzy kawę. nie, ktoś. on. myślę co mam zrobić, jak tu się dostał, nie jest ślusarzem, och, nie bądź teraz taka zabawna. serce zaczyna mi szybciej bić. staram się pamiętać o oddechu. wyjdę i co zrobię? zejdę na zawał. może nie, bo nie mam serca, włożyłam je w niego, on je ma. gdy wszystko stracone, człowiek staje się obojętny. wyjdę. to idę. powoli. otwieram drzwi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz