20 czerwca 2018


306

Kiedy na trzy dni wszystko się poprawiło i już byłam spokojna, znowu się zjebało. Znowu się zawiodłam i rozczarowałam. I mnie to bardzo boli, bo był to, a przynajmniej być powinien najważniejszy mężczyzna w moim życiu. Nie był nim, potem był, teraz znów nie jest. Powinnam przyzwyczaić się, że szczególnie mężczyźni mnie ranią. Powinnam nie wierzyć tak w ludzi, w to że się zmieniają. Powinnam nie rozumieć aż tyle, tylko zachowywać się egoistycznie. I jedyna osoba, która mnie tu trzyma mówi, że przecież złe doświadczenia czemuś służą. Tylko po co ich aż tyle i w tak krótkim czasie? Żebym nie miała siły i już do końca przestała wierzyć. Żebym płakała i zastanawiała się co teraz mam zrobić. Żebym nie mogła stąd uciec, bo jestem wsparciem, kiedy ja ledwo się podpieram. Żebym już po prostu była bezsilna na to, co się dzieje. Tak totalnie.
Z każdej sytuacji jest wyjście i nie wszystkie są błędnymi kołami. I też zawsze potem jest ta głupia tęcza, zapomina się o tym złym i wszystko wraca do normy. Tylko, że zło zawsze trwa intensywniej, silniej. Jestem bez przerwy na jakiejś sinusoidzie. Szybko lecę do góry, a jeszcze szybciej znajduję się na dole. Chcę prostej lini i spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz